Pytania do menagera.
prof. Jan Kochanowicz
Gościem ostatniej audycji „Pytanie do specjalisty” był gospodarz tego cyklu, prof. Jan Kochanowicz, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Rozmowę prowadził ks. Mateusz Kiczko, dyrektor Radia Orthodoxia.
Cykl audycji “Pytanie do specjalisty” powstał dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego w ramach zadań publicznych w sferze ochrony i promocji zdrowia na realizację w 2024 roku.
Temat dzisiejszej audycji to „Pytanie do managera”. Przyjęło się, że manager to osoba zarządzająca przedsiębiorstwem, jakąś dużą firmą. A czy dyrektor szpitala też jest managerem?
Zacznę od tego, że siedzenie po drugiej stronie mikrofonu i odpowiadanie na pytania jest troszeczkę stresujące. Natomiast wracając do tematu – w obecnych czasach wydaje się, że szpital to jedno wielkie przedsiębiorstwo. Jest nawet pojęcie manager ochrony zdrowia. Ja jestem trochę nietypowym managerem, bo przede wszystkim jestem lekarzem, ze szpitalem klinicznym związanym już prawie 30 lat. Dyrektorem zostałem dokładnie po 25 latach pracy w tym szpitalu. Przeszedłem tam wszystkie szczeble, od młodszego asystenta do kierownika kliniki. Także szpital był dla mnie znany. Natomiast funkcja dyrektora to całkowicie inne spojrzenie. Inaczej patrzy lekarz, gdy zajmuje się pacjentem, inaczej kierownik kliniki, który zajmuje się jakąś częścią szpitala i współpracą z innymi jednostkami. Z punktu widzenia dyrektora, to prawie 40 klinik, ponad 50 poradni, ponad 3 tysiące pracowników, organizm pracujący 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku, gdzie pacjenci cały czas maja szansę na uzyskanie pomocy. Organizacja szpitala to nie tylko medycyna, ale też cała infrastruktura techniczna, media, ogrzewanie, oświetlenie, funkcjonowanie poszczególnych urządzeń. To wszystko skupia się może nie bezpośrednio na dyrektorze, bo są całe piony tym się zajmujące, a np. szpital kliniczny zużywa tyle prądu, ile małe miasteczko. To też gospodarka odpadami, mamy własną spalarnię.
W tych 3 tysiącach pracowników są nie tylko lekarze, których mamy prawie 1000, ale też ponad 1000 pielęgniarek i blisko 1000 osób personelu pomocniczego, który jest niezbędny do tego, aby szpital funkcjonował.
Trzy tysiące pracowników to ogromna liczba i szpital kliniczny jest chyba największym pracodawcą w regionie. Ale zainteresowały mnie też kwestie techniczne – szpital musi przecież cały czas działać. Co się dzieje, gdy nie ma prądu w szpitalu? Czy jest w ogóle taka możliwość?
Nie ma takiej możliwości. Zdecydowana większość urządzeń funkcjonuje obecnie w oparciu o energię elektryczną, dlatego mamy zabezpieczenie – mamy agregaty prądotwórcze. Jak mamy awarię i prąd nie dopływa z sieci, uruchamiane są nasze agregaty, które dostarczają bezpośrednio prąd do tych najbardziej krytycznych elementów w szpitalu, aby utrzymać funkcjonowanie np. respiratorów na OIOM-ie, czy móc dokończyć rozpoczęty zabieg operacyjny. Szpital jest na to przygotowany. Mamy rozbudowany system tzw. ups-ów, czyli magazynów energii, które pozwalają w krytycznym momencie na zasilenie najbardziej newralgicznych miejsc szpitala.
W Polsce ochrona zdrowia finansowana jest z podatków obywateli. Jak to wygląda w praktyce, czy jako dyrektor szpitala ma pan ograniczony budżet? Czy nie ma żadnych ograniczeń?
Od obywatela do szpitala droga funduszy jest daleka i kręta. My wszyscy pracując oczywiście odprowadzamy składki, pieniądze te trafiają potem do NFZ, i to on podpisuje z poszczególnymi jednostkami umowy na określoną liczbę świadczeń. To nie tylko szpitale, ale też poradnie specjalistyczne, podstawowa opieka zdrowotna, dofinansowywanie leków, programy lekowe. Budżet niestety zawsze jest skrojony poniżej zapotrzebowania, co roku pod koniec roku borykamy się z finansowaniem wszystkich świadczeń. Tak jest i w tym roku. W przypadku USK na koniec października różnica między wykonanymi świadczeniami, a tym co opłacił NFZ wynosi 111 mln zł. To jest kwota bardzo duża, mocno zakłócająca funkcjonowanie szpitala klinicznego, przy budżecie ok. 1 mld zł, ponad 10 proc. tej kwoty jest zamrożone. Nie mamy refundacji ze strony NFZ. Niestety, nie każde świadczenie, które możemy wykonać, jest sfinansowane. Dlatego na koniec roku niektóre zabiegi, które możemy przełożyć są przekładane na początek przyszłego roku, tak aby nie nadwyrężyć budżetu i móc sfinansować niezbędne do wykonania procedury, aby pacjent z wypadku, z nagłym zachorowaniem uzyskał pomoc. Pacjenci, u których nie ma zagrożenia życia i zdrowia, mogą poczekać. Uzgadnia to zawsze z pacjentem lekarz prowadzący. Jest to trochę prowizoryczne, tzw. rolowanie problemu, bo pacjenci z listopada i grudnia są przekładani na styczeń-luty, ale do nich dołączą ci, co zachorują po nowym roku. Czyli problem jest tylko przesunięty, a nie zlikwidowany.
Czy istnieje możliwość, że te środki skończą się szpital nie może wykonywać żadnych zabiegów czy jednak te procedury ratujące życie muszą być wykonane zawsze i pacjenci mogą na to liczyć?
Przede wszystkim jako lekarz nie wyobrażam sobie sytuacji, że koledzy lekarze nie będą w stanie w sytuacji nagłego zagrożenia pomóc pacjentowi. Chciałbym uspokoić, że my pacjentów w trybie ostrodyżurowym przyjmujemy i będziemy przyjmować. Takiego niebezpieczeństwa, że nie zostanie udzielona pomoc w razie wypadku, nie ma. Mamy tu zabezpieczenie. Problemem są tylko choroby przewlekłe, badania kontrolne – tu są zagrożenia w finansowaniu.
Ile osób się leczy rocznie w USK?
To ok. 60 tys. pacjentów rocznie we wszystkich klinikach, ponad 40 tys. trafia na SOR, w poradniach specjalistycznych to ponad 200 tys. wizyt w ciągu roku. Statystycznie chyba każdy dorosły białostoczanin ma szansę nas odwiedzić i zostanie mu udzielona pomoc.
Czy to jest tak, że wszystkie zabiegi w USK są bezpłatne dla pacjentów, czy można np. dopłacić do lepszej usługi?
Struktura prawna w Polsce nie pozwala na dopłacanie czy płatne zabiegi. One dotyczą tylko osób nieubezpieczonych i obcokrajowców spoza UE. Obcokrajowcy z UE mają w Polsce leczenie w przypadku nagłego zachorowania w ramach EKUZ, w takim samym zakresie, jak Polacy, podobnie jak my, gdy wybieramy się za granicę do kraju UE. Pacjenci spoza UE mają u nas płatne hospitalizacje, wizyty, badania. Wyjątkiem są obywatele Ukrainy, którzy na mocy porozumienia leczeni są bezpłatnie, jest to finansowane z naszych składek. To pomoc humanitarna na skutek działań wojennych.
Czym na tle innych szpitali wyróżnia się szpital kliniczny?
Bezdyskusyjnie jest największym szpitalem w regionie i jednym z większych w Polsce, na pewno jesteśmy w pierwszej 5. jeśli chodzi o wielkość, budżet, ilość przyjmowanych pacjentów, liczbę łóżek. Pierwszą podstawową rzeczą, która nas wyróżnia jest kompleksowość. W USK możemy udzielić pacjentowi pomocy praktycznie w każdym schorzeniu, objąć go kompleksową opieką. Nie tylko wykonać jakiś najbardziej wysublimowany zabieg, ale też jeśli wystąpią jakiekolwiek komplikacje, nasi specjaliści są w stanie udzielić najlepszej możliwej pomocy.
Czy na przestrzeni lat zmieniły się dziedziny medycyny, które są bardziej potrzebne. Mówi się np. że teraz mamy więcej przypadków chorób nowotworowych, niż kiedyś. Czy to faktycznie tak jest?
Trudne pytanie, trzeba by zagłębić się w statystykę. Jeśli chodzi o choroby onkologiczne, na pewno poprawiły się możliwości diagnostyczne, dostępność badań tomografii komputerowej, rezonansu magnetycznego, jak również badań endoskopowych. Także badania profilaktyczne, np. w przypadku raka jelita grubego – kolonoskopia – zdecydowanie poprawiły skuteczność diagnostyczną. Mamy też przy USK tzw. Lung Cancer Unit, czyli zorganizowaną pomoc pacjentom z nowotworem płuc. To struktura wewnętrzna szpitala, która obejmuje diagnostykę, kliniki pulmonologiczne, torakochirugię – to jest takie kompleksowe zabezpieczenie pacjenta, które daje możliwość pilnej, szybkiej diagnostyki, także inwazyjnej, wykonanie zabiegu, potem ewentualne leczenie chemioterapeutyczne, immunoterapeutyczne. I statystyka wskazuje, że w ciągu 5 lat istnienia tego centrum, tej kompleksowej opieki, mamy prawie 3-krotny wzrost liczby nowotworów płuc.
Należy też pamiętać o tym, że statystycznie żyjemy dłużej, a nowotwory są ściśle związane z długością życia – im dłużej żyjemy, tym szansa zachorowania jest większa. Aczkolwiek w drugą stronę, obserwujemy też coraz częściej osoby młode z nowotworami w wieku kilkunastu, 20-kilku lat. Szczególnie dramatyczne są tu nowotwory narządu rodnego u młodych kobiet. Tu też warto przy okazji dodać, że dzięki zaangażowaniu prof. Pawła Knappa, szefa Uniwersyteckiego Centrum Onkologii w USK w opiekę i leczenie pań, jest szansa utrzymania zdolności do posiadania potomstwa, mimo przejścia choroby nowotworowej.
Często w audycjach „Pytanie do specjalisty” pada taki wniosek, że lepiej jest zapobiegać niż leczyć. W praktyce często jednak głośno jest o tych spektakularnych zabiegach, a zapominamy o profilaktyce. Dlaczego nie chcemy chodzić na badania profilaktyczne, prowadzić zdrowy tryb życia, zdrowo się odżywiać?
Z powodu wygody. Newsy o tym, że wykonano jakąś spektakularną operację super się sprzedają, wzbudzają zainteresowanie. Natomiast profilaktyka, ale nade wszystko codzienny tryb życia, czyli nasza dieta, nasza aktywność ruchowa, wymaga dużo wysiłku. Wymaga systematyczności, samozaparcia, a to nie jest naszą najlepszą cechą. Zawsze znajdą się wymówki, aby nie pójść na spacer: a to pochmurno, a to deszcz, a to wczoraj byłam, czy źle się czuję. I czekamy na autobus, zamiast przejść się spacerkiem dwa-trzy przystanki, co byłoby dla nas prozdrowotne. Tylko trzeba to robić systematycznie, wtedy mózg nam podziękuje. Systematyczny wysiłek powoduje, że wydzielamy endorfiny, to substancje szczęścia, które poprawiają nastrój. Są wytwarzane wewnętrznie, nie trzeba ich kupować. I oprócz tego, że jesteśmy zdrowsi, jesteśmy szczęśliwsi. Coraz częściej też niestety upraszczamy dietę, sięgamy po produkty coraz bardziej przetworzone, które można wrzucić do mikrofalówki, szybko odgrzać i zjeść. Jak podkreślają dietetycy, to najgorsze, co można dla organizmu zafundować. Powinniśmy mieć ten czas, aby sięgać po te najmniej przetworzone produkty. Ale też warto wyrobić w sobie chęć przygotowywania posiłku, tego aby były jak najbardziej naturalne.
Chciałbym, aby pan profesor powiedział jeszcze parę słów o naszej mentalności. Z reguły czujemy się specjalistami w wielu dziedzinach, także w zdrowiu. Czy jak przychodzi pacjent do lekarza, to już wie, co mu dolega?
Zdziwienie jak pacjent przychodzi na wizytę i nie jest przygotowany. Najczęściej ma już zaczerpniętą z internetu diagnozę i tylko chce, aby ją potwierdzić. Wiedzą co najlepiej wykonać, jakie leczenie zastosować i są bardzo niezadowoleni, jak ta diagnoza nie zostanie potwierdzona lub zaproponowana zostanie inna forma terapii, która będzie w sprzeczności z tym co jest w internecie, a jest zgodna ze sztuką lekarską, opartą na dowodach i badaniach klinicznych.
A czy pacjenci próbują chodzić na skróty, jeśli chodzi o leczenie? Wiele razy w audycjach mówiliśmy, że nie ma cudownych pigułek na odchudzanie czy inne dolegliwości, czy już się tego nauczyliśmy? Czy jeszcze te powszechne reklamy potrafią nas skusić?
Gdyby reklamy nie były skuteczne, to by ich nie było. Często pokutuje coś takiego, że leki bierze się nie według wskazań, ale według tego co pomogło sąsiadce. Była nawet taka reklama z nazwiskiem sąsiadki. Taką mamy mentalność. Natomiast jesteśmy też w wielu przypadkach podejrzliwi co do dowodów medycznych, jesteśmy podatni na różne teorie spiskowe, które często blokują chęć do pomocy samemu sobie. W przypadku chorób onkologicznych pokutuje u nas coś takiego, że „był zdrowy, dopóki nie zaczął się badać, dopiero wtedy wykryli chorobę i rokowanie już było złe”. A ja bym, powiedział inaczej – gdyby wcześniej się zbadał, zmiana zostałaby wykryta w stadium, które pozwala na całkowite wyleczenie, bez uszczerbku dla życia i zdrowia.
Dlatego stale apelujemy, by regularnie się badać, dbać o zdrowie, bo lepiej zapobiegać niż leczyć. A czy czeka nas jakiś przełom, jeśli chodzi o technologie medyczne?
W ostatnich latach doświadczyliśmy potężnego przełomu w obrazowaniu, diagnostyce, mam na myśli tomografię komputerową i rezonans magnetyczny. Jeśli chodzi o sferę zabiegową – to endoskopia i mało inwazyjne zabiegi endowaskularne – tu też technologia poszła zdecydowanie do przodu.
Jaki będzie kolejny krok, to takie proroctwo, ale na pewno ze względu na duża ilość badań, danych, które uzyskujemy, widzę szansę dla rozwoju sztucznej inteligencji, tak aby szczególnie pomóc w interpretacji badań obrazowych, połączenia badań obrazowych z badaniami genetycznymi. To też takie przewidywanie na podstawie profilu genetycznego tego, jakie choroby nam zagrażają. W ocenie badań diagnostycznych często ten zmęczony lekarz byłby wsparty przez urządzenie, które uczuli i pomoże ocenić, czy to typowy zdrowy obraz radiologiczny czy jednak jest tam coś niepokojącego. Co usprawni i przyspieszy diagnostykę zdecydowanie.
Jeśli chodzi o nowoczesne technologie w medycynie – mamy je w Polsce, czy są dla nas jednak niedostępne? I czy my tutaj na Podlasiu nadal jesteśmy pod tym względem tą Polską B?
W tym momencie to jest odwrotnie. W wielu przypadkach to tu w Białymstoku, za sprawą Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, wiele technologii jest tutaj sprawdzanych, tutaj tworzonych. W trakcie covidu, badania genetyczne prowadzone w UMB pokazały, że oprócz ewidentnych czynników ryzyka jak wiek, otyłość, choroby metaboliczne, jeszcze źle rokują pacjenci z konkretnym genem, który udało się ustalić. Na tej podstawie można było takiego pacjenta otoczyć szczególną troską. Personalizacja leczenia szczególnie cenna jest w chorobach onkologicznych, tu można na podstawie badań genetycznych próbować ustalić, która terapia będzie dla danego pacjenta najkorzystniejsza i skuteczna i będzie mieć przy tym jak najmniej działań niepożądanych, dzięki czemu może przejść najbardziej skomplikowaną kurację w sposób łagodny.
Podsumowując, chciałbym zapytać, jaki był miniony rok dla Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, jakie są plany na kolejny? I czy pan jako dyrektor placówki ma jakieś marzenia?
Największym marzeniem jest to, abyśmy nie musieli borykać się z finansowaniem świadczeń, które możemy wykonać, nie było ku temu ograniczeń. Aby NFZ na bieżąco opłacał wykonane świadczenia, abyśmy nie musieli pacjentów stresować tym, że coś musimy odroczyć. Ten rok nie jest w tym najszczęśliwszy, obyśmy w przyszłym roku mieli naszym pacjentom do przekazania same dobre wiadomości. Także odnośnie nowych technologii, nowych sprzętów, czy oddania do użytku nowych klinik chorób zakaźnych przy ul. Żurawiej. Mieściły się dotąd w obiektach z lat 60-70, jest szansa, że w 2025 roku przeniosą się do nowych budynków, co znacznie poprawi komfort pracy, ale nade wszystko komfort hospitalizacji pacjentów. Także to są takie mocno przyziemne marzenia.
Życzymy, aby wszystkie się spełniły.