Pytanie do Specjalisty. Leczenie za granicą.
Agata Dyszkiewicz, Grzegorz Popowski
Leczenie za granicą, leczenie uzdrowiskowe oraz opieka długoterminowa to tematy ostatniej audycji z cyklu Pytanie do specjalisty. Gościem prof. Jana Kochanowicza była Agata Dyszkiewicz, Zastępca Dyrektora ds. Świadczeniobiorców i Służb Mundurowych Podlaskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia oraz Grzegorz Popowski, Naczelnik Wydziału Współpracy Międzynarodowej POW NFZ
Cykl audycji “Pytanie do specjalisty” powstał dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego w ramach zadań publicznych w sferze ochrony i promocji zdrowia na realizację w 2023 roku.
Leczenie za granicą, leczenie uzdrowiskowe oraz opieka długoterminowa to tematy ostatniej audycji z cyklu Pytanie do specjalisty. Gościem prof. Jana Kochanowicza była Agata Dyszkiewicz, Zastępca Dyrektora ds. Świadczeniobiorców i Służb Mundurowych Podlaskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia oraz Grzegorz Popowski, Naczelnik Wydziału Współpracy Międzynarodowej POW NFZ
Granice są otwarte, możemy podróżować, zdecydowana większość krajów świata jest dla nas dostępna. Gdzie, bez wykupienia ubezpieczenia prywatnego, możemy liczyć na bezpłatną pomoc w ramach ubezpieczenia w NFZ, gdyby nam się coś stało?
GP: Od momentu kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, generalną zasadą jest to, że nasze ubezpieczenie idzie za nami. To wszystkie kraje UE, plus dodatkowo 5 państw: Norwegia, Islandia, Szwajcaria, Księstwo Lichtenstein i Wielka Brytania zwana obecnie też Zjednoczonym Królestwem. W tych krajach w nagłych przypadkach, okazując odpowiednie dokumenty, możemy uzyskać pomoc w przypadku nagłych zdarzeń, wypadków, możemy korzystać z publicznej służby zdrowia.
To porozumienie obowiązuje mimo, że Wielka Brytania dokonała brexitu?
GP: Wielka Brytania wychodząc z Unii Europejskiej podpisała umowy, które dają uprawnienia zarówno osobom, które jadą do Wielkiej Brytanii jak i osobom z Wielkiej Brytanii, które przyjeżdżają do nas. Dokumenty brytyjskie są honorowana u nas i tak samo polska karta jest honorowana w Wielkiej Brytanii.
Natomiast Islandia czy Norwegia to kraje popularne jako kierunek pracy Polaków, ale nigdy nie aspirowały nawet do UE.
GP: Te kraje należą do Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA) i przyjęły ustawodawstwo unijne wypracowane przez kraje unijne, dające uprawnienia ludziom podróżującym w różnych celach, także związanych z pracą. Te kraje łącznie z UE tworzą sieć, gdzie te uprawnienia są respektowane.
A księstwo Lichtenstein?
GP: Jest państwem stowarzyszonym z UE w strefie wolnego handlu. Są też inne małe państwa takie jak Andora, San Marino, Watykan, Monako, które nie są związane z UE i tam prawodawstwo unijne nie sięga. Dlatego jeżeli celem naszych wojaży są te kraje, dobrze by było mieć prywatne ubezpieczenie.
A jaki jest status Szwajcarii?
GP: Też jest państwem należącym do wspólnoty wolnego handlu. Nasze dokumenty tam obowiązują. Dodam, że np. z krajów dawnej Jugosławii, nasze uprawnienia obowiązują w państwach UE Chorwacji i Słowenii, pozostałe kraje nie są stowarzyszone.
Wyruszamy w podróż, jakie dokumenty trzeba mieć ze sobą, aby w razie potrzeby skorzystać z pomocy w innym państwie?
GP: Jeśli naszym celem jest podróż, a nie zamieszkanie w innym państwie, jedynym dokumentem jest Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ). Ten dokument zawiera nasze dane, ma też określoną datę ważności. Wydawany jest dla każdej osoby wyjeżdżającej, czyli nie wydaje się go na całą rodzinę, ale na każdą konkretną osobę,
Kto może taką kartę otrzymać?
GP: Karta EKUZ potwierdza, że osoba, która się nią legitymuje jest w Polsce objęta ubezpieczeniem zdrowotnym i w razie problemów zdrowotnych kosztami świadczeń należy obarczyć Polskę. Można ją wyrobić składając wniosek online, przez E-PUAP lub internetowe konto pacjenta, można też przyjść w tym celu do oddziału NFZ albo wysłać wniosek pocztą. Jeśli wybierzemy wizytę osobistą w oddziale, karta jest wydawana od ręki, trwa to około minuty. Wniosek jest bardzo prosty, wystarczy wpisać imię, nazwisko, numer PESEL. Karta obowiązuje w całej UE, z krajami stowarzyszonymi, do czasu obowiązywania jej daty ważności.
Co się dzieje, jeśli wyjechaliśmy i zapomnieliśmy zabrać kartę EKUZ albo nie zdążyliśmy jej wyrobić, a zdarzy się nam problem zdrowotny?
GP: Są takie sytuacje, mamy wtedy dwie możliwości. Pierwsza to kontaktujemy się z NFZ i mówimy o tej sytuacji, wtedy wydawany jest tzw. certyfikat tymczasowo zastępujący EKUZ, który tak jak EKUZ potwierdza uprawnienia, jest ważny w konkretnym okresie czasu. Taki certyfikat NFZ może wysłać mailem czy faxem bezpośrednio do szpitala. Druga droga – musimy sami opłacić koszty leczenia, wziąć rachunek i wystąpić do NFZ o refundację kosztów.
Jakie świadczenia są gwarantowane w takim ubezpieczeniu? Czy można zaplanować sobie jakiś zabieg za granicą, np. operację przepukliny, czy dotyczy to tylko zdarzeń nagłych?
GP: Definicja tych świadczeń, które przysługują w ramach EKUZ jest dość skomplikowana: to świadczenia niezbędnie konieczne z punktu widzenia medycznego na przewidywany okres pobytu. Celem tych świadczeń jest zapewnienie pacjentowi pobytu w warunkach bezpiecznych dla zdrowia i nie zmuszanie go do powrotu do swego państwa w celu uzyskania tych świadczeń.
Czyli przepukliny planowo nie można zoperować, ale jak uwięźnie i będzie potrzebna nagła operacja, to już tak?
GP: Jak najbardziej, taki zabieg jest wtedy pilny. Tak samo jak ktoś pojedzie na zagraniczną wycieczkę i np. rozboli go ząb, może pójść do stomatologa. To jak najbardziej sytuacja niezbędnie konieczna z punktu widzenia medycznego. Natomiast jeśli np. student spędza rok akademicki na zagranicznej uczelni, to jego uprawnienia się rozszerzają i ma prawo np. iść do stomatologa na przegląd, zbadać zęby. . O tym, czy jest to świadczenie niezbędnie konieczne decyduje lekarz, który wie, co jest pacjentowi potrzebne i czy może poczekać, czy świadczenie jest konieczne tu i teraz.
Jak jest z refinansowaniem? W różnych krajach są różne odpłatności za leczenie, nie wszędzie obowiązuje refundacja leków, bywa, że w Polsce lek jest bezpłatny, a w innym kraju trzeba zapłacić za niego 100 procent. Które prawo obowiązuje pacjentów – kraju z którego przyjechaliśmy czy w którym jesteśmy?
GP: Trudno, aby każdy lekarz znał ustawodawstwo 30 kilku państw. Dlatego zawsze obowiązuje prawo państwa, na terenie którego się znajdujemy. Wiąże się to niestety z kosztami, które czasami musimy ponieść. W większości krajów obowiązują dopłaty do leczenia. Np. we Francji czy Belgii jest określony limit na ok. 60-80 proc. Z kolei np. w Niemczech obowiązuje odpłatność za pobyt w szpitalu to 10 euro za każdy rozpoczęty dzień pobytu. Wiele państw ma równolegle dwa systemy – publiczny i prywatny. W publicznym leczymy się często nawet bezpłatnie, a w prywatnym koszty trzeba pokryć w stu procentach. Tu EKUZ nie zadziała. Trzeba mieć świadomość, do jakiego państwa jedziemy, z czego możemy skorzystać, jak wyglądają ewentualne dopłaty i wtedy przemyśleć kwestię dodatkowego ubezpieczenia.
A jeśli leczymy się w prywatnej klinice, to możemy się ubiegać o refundację?
GP: Nie znamy nigdy sytuacji po drugiej stronie, dlatego zawsze wniosek o refundację przyjmiemy. Zgodnie z prawem unijnym o wysokości refundacji decyduje prawo danego państwa. Ten wniosek, rachunek, trafia do instytucji np. belgijskiej czy francuskiej, gdzie pacjent uzyskał świadczenia i to ona zgodnie ze swoim prawem zdecyduje o kwocie, którą my jako NFZ mamy oddać naszemu pacjentowi. Z tym, że jeżeli to będzie rachunek z kliniki prywatnej, to kwota zwrotu będzie wynosić 0, zgodnie ze wskazaniem, że jest to usługa poza publiczną służbą zdrowia. Czyli jeśli ktoś chce skorzystać z karty EKUZ, powinien leczyć się w publicznej służbie zdrowia danego kraju.
Wspomniał pan o studentach, którzy wyjeżdżają na 9-10 miesięcy za granicę na studia. Jak to wygląda w ich przypadku? Tu też obowiązuje karta EKUZ? Albo w przypadku dłuższej pracy za granicą?
GP: Jeżeli ten pobyt ma być długi, czyli trwający rok, w grę może wejść zmiana państwa zamieszkania. Możemy wystąpić wtedy o dokument S1, który daje nam prawo do pełnego zakresu świadczeń w tamtym państwie. On wskazuje, że Jan Kowalski, polski ubezpieczony, przeniósł się do danego kraju i chce być ubezpieczony w lokalnej kasie chorych. Po rejestracji dostanie dokument uprawniający go do korzystania z publicznej służby zdrowia w takim zakresie jak każdy ubezpieczony obywatel danego kraju UE.
A jeśli posiadacz tego dokumentu przyjedzie do Polski, co wtedy?
GP: Nadal zachowuje polskie ubezpieczenie. Ma prawo do świadczeń w Polsce, bo jest u nas ubezpieczony i ma prawo do świadczeń w państwie, gdzie mieszka. To obejmuje też członków rodziny. Jeśli ktoś np. ma firmę, przenosi się na jakiś czas za granicę, w Polsce miał ubezpieczoną żonę i dzieci, oni też mogą wyjechać i otrzymać pełne prawo do świadczeń. Te uprawnienia idą za nami. Jednak o tym, czy członek rodziny może być zarejestrowany, decyduje zawsze instytucja danego kraju, która sprawdza, czy taka osoba spełnia warunki członka rodziny.
Czy jak wyjeżdżamy do pracy za granicą, mamy tam ubezpieczenie, tracimy uprawnienia w Polsce?
GP: Trzeba sprawdzić, czy utraciliśmy polskie ubezpieczenie. Generalnie w państwie, w którym ktoś pracuje, jest ubezpieczony. Wtedy jadąc stamtąd do Polski, trzeba z tamtego państwa wziąć kartę ubezpieczenia zdrowotnego.
A jak wygląda planowane leczenie za granicą? Jeśli mamy potrzebę, czujemy że najlepiej będzie poddać się zabiegowi w innym kraju UE, czy możemy to zaplanować? Swego czasu popularne były wyjazdy, nawet autobusami, na operację zaćmy na Litwę czy do Czech.
GP: Mamy możliwość trojakiego leczenia za granicą. Zawsze musi być to świadczenie znajdujące się w koszyku świadczeń gwarantowanych – czyli leczenie, które bezpłatnie jest realizowane w Polsce lub za częściową odpłatnością przy lekach. Jeśli to świadczenia niewymagające pobytu w szpitalu do dnia następnego – i nie są związane z protonoterapia i radioterapią, wymagających uprzedniej zgody prezesa NFZ – to na takie zabiegi jak zaćma, możemy pojechać do dowolnego kraju UE, uzyskać świadczenie i wystąpić o zwrot kosztów. O zwrot kosztów można ubiegać się według polskich zasad – trzeba przejść całą procedurę, czyli mieć skierowanie czy receptę, złożyć dokumenty. Możemy otrzymać refundację w wysokości takiej, ile za to świadczenie NFZ płaci w Polsce. Potrzebna jest do tego faktura i dokumentacja medyczna.
Czy jest możliwość prowadzenia terapii protonowej za granicą? W Polsce już jest prowadzona.
GP: Pacjent musi uzyskać uprzednią zgodę. Czyli wystąpić z wnioskiem do prezesa NFZ. W Polsce protonoterapia jest ograniczona tylko do obszaru oka i tylko protonoterapia oka w takiej sytuacji uzyska zgodę. Natomiast wymagane wypełnienie wniosku, wypełnia go lekarz specjalista, on wskazuje do jakiej placówki skierowałby pacjenta. Pacjent ma prawo wtedy albo skorzystać z dyrektywy transgranicznej, gdzie musi zapłacić za świadczenie z własnej kieszeni i ubiegać o zwrot lub NFZ może automatycznie przekształcić wniosek na zgodę wynikającą z kolejki. Czyli jeżeli pacjent jest u nas zapisany w kolejce, czeka na zabieg, ale jego stan wskazuje, że to leczenie musi odbyć szybciej niż wynika z kolejki, może prosić o wydanie zgody na leczenie w innych państwa. Wówczas prezes NFZ może wydać zgodę na leczenie, chyba że znajdzie w Polsce szpital, który zrealizuje to świadczenie w terminie wskazanym przez specjalistę.
Czy możemy skorzystać z leczenia poza państwem unijnym, np. w USA czy Chinach?
GP: Taka możliwość istnieje w bardzo konkretnej sytuacji. Jeżeli mamy jakieś schorzenie, jest konieczne leczenie, ale nikt w Polsce nie chce się tego podjąć, są tu dwie przesłanki – musi to być leczenie gwarantowane, ale nie wykonywane w Polsce i to leczenie musi gwarantować poprawę stanu zdrowia lub wyleczenie pacjenta. Wówczas kierując wniosek do prezesa NFZ można uzyskać zgodę na takie leczenie w dowolnym kraju świata. I mamy pacjentów którzy byli poddani leczeniu w USA.
Dodam jeszcze jedną rzecz. W przypadku wyjazdów turystycznych, zawsze warto pamiętać o ubezpieczeniu komercyjnym. Mamy wakacje, zdarzają się wypadki, trudne sytuacje. EKUZ gwarantuje nam tylko leczenie zgodne z prawem danego państwa. Np. Francja pokrywa tylko 80 proc. kosztów leczenia, 20 proc. trzeba pokryć z własnej kieszeni. Przy poważniejszych schorzeniach to spore sumy. Tak samo np. kwestia koniecznego transportu powrotnego, w przypadku poważnego zachorowania – EKUZ tego nie obejmuje. W przypadku poważnego wypadku i śmierci – również nie ma żadnych świadczeń.
AD: Nie warto też brać najtańszej wersji tego dodatkowego ubezpieczenia. Warto poczytać jakie świadczenia takla prywatna polisa obejmuje i jak wygląda powrotny transport do kraju w razie poważnego zachorowania.
Kolejny nasz temat to leczenie uzdrowiskowe. To leczenie czy wczasy? Bo wyjeżdżamy do miejsc atrakcyjnych turystycznie, które zapewniają też masę atrakcji dodatkowych, nie tylko zabiegi lecznicze.
AD: To jest leczenie. Ale miejscowości uzdrowiskowe są położone w atrakcyjnych geograficznie obszarach naszego kraju, bogatych w zasoby naturalne, które są elementem leczenia uzdrowiskowego. Dobrze, abyśmy uświadomili sobie, że leczenie uzdrowiskowe różni się od rehabilitacji i fizjoterapii, tym że wykorzystywane są zabiegi bodźcowe, które na pacjenta działają bardzo silnie. Często pacjenci przyznają, że ta moc oddziaływania tych zabiegów jest naprawdę bardzo duża. Trzeba też pamiętać, że w uzdrowisku musimy nauczyć się wypoczywać i odpoczywać w czasie leczenia. Często pacjenci się burzą, że 3-5 zabiegów mają rozplanowane na cały dzień, a woleliby od godz. 10 do 11 mieć wszystkie i potem czas wolny na inne rzeczy. Ale w leczeniu uzdrowiskowym ważny jest odpoczynek między zabiegami. W sanatoriach istnieją wypoczywalnie, to pomieszczenia na bardzo wysokim poziomie estetycznym, gdzie po zabiegu należy przyjść i wypocząć. I np. pacjenci korzystający z kąpieli siarkowych mają po zabiegu wskazany wypoczynek 10-15 minutowy w tej wypoczywalni.
Czy można wybrać sobie miejsce, gdzie pojedziemy do sanatorium? Jeśli chcę np. pojechać do Buska Zdroju czy Solca, mogę dostać skierowanie właśnie tam?
AD: Skierowanie na leczenie uzdrowiskowe wypisywane jest pacjentowi przez lekarza POZ, specjalistę lub lekarza ze szpitala i nie jest to skierowanie na żądanie. Lekarz bierze pod uwagę stan zdrowia ogólny pacjenta, choroby współistniejące i główną chorobę, będąca podstawą skierowania. One dają profil leczniczy. O tyle możemy zasugerować NFZ, że chcemy jechać np. do Kołobrzegu, Buska czy Ciechocinka, o ile choroba, która jest podstawą skierowania i choroby współistniejące, są zgodne z profilem leczniczym danej miejscowości sanatoryjnej. Kierunki lecznicze wynikają z zasobów naturalnych. I o ile w 90 proc. sanatoriów mogą być leczone schorzenia z zakresu narządu ruchu, reumatologia, ortopedii, to już nie niekoniecznie wszędzie jest pulmonologia, bo do tego kierunku już wymagamy pewnych pierwiastków w powietrzu.
Czyli decyduje nasza choroba, ale też NFZ. My wskazujemy termin i miejsce leczenia uzdrowiskowego. W planach jest reforma tego systemu, która zakłada, że pacjent sam sobie będzie wybierał miejsce leczenia uzdrowiskowego, ale wybór ten będzie ograniczony do sanatoriów zgodnych z jego stanem zdrowia. Czyli jeśli ktoś będzie miał skierowanie związane ze schorzeniem płuc, nie będzie widział w systemie tych miejsc, które nie są dedykowane do jego stanu zdrowia.
Będzie też można zdecydować, czy nie chcemy czekać i wybieramy ośrodek, gdzie można pojechać szybciej, czy jak jest to popularny obiekt to np. za dwa lata?
AD: Pacjent będzie mógł wybrać filtr czasu oczekiwania – jak jest zainteresowany najszybszym leczeniem, to wybierze miejsce tam gdzie ta kolejka jest najkrótsza, a jak jest zainteresowany konkretnym miejscem, a ono jest popularne, musi się liczyć z tym, że poczeka nawet 2-3 lata.
Kto decyduje o tym, że mamy wskazania do leczenia sanatoryjnego i o zabiegach? Jakie są przeciwwskazania do takiego wyjazdu?
AD: O wskazaniach decyduje lekarz kierujący, który wystawia skierowanie. Bierze on też pod uwagę przeciwwskazania,. Nawet jeśli nasze schorzenia predysponują nas do wyjazdu do sanatorium. Przeciwwskazaniem do wyjazdu jest ciąża i połóg. Wyjechać do sanatorium nie może też osoba, która jest w czynnej fazie choroby nowotworowej albo nie upłynęło jeszcze 5 lat od zakończenia leczenia chłoniaka, czerniaka złośliwego i białaczki. W przypadku innych nowotworów – musi minąć 12 miesięcy od zakończenia leczenia.
To nie jest tak, że urzędnicy NFZ są źli i nie przydzielają miejsca w sanatorium, ale lekarz konsultant, który u nas pracuje i pracownicy Funduszu nie podpiszą się pod skierowaniem, jak jest jakakolwiek wątpliwość, ślad, że pacjent był leczony onkologicznie. Bo jakby nie upłynął ten bezpieczny okres od zakończenia leczenia, a pacjent zostałby poddany silnemu leczeniu bodźcowemu, mogłoby dojść do nawrotu choroby onkologicznej.
Jaka jest różnica między szpitalem uzdrowiskowym i sanatorium?
AD: Nie jest to jedno i to samo. Sanatorium uzdrowiskowe, do którego może skierować lekarz poz, jest w części płatne przez pacjenta, przebywamy w nim w ramach urlopu wypoczynkowego, chyba że jesteśmy już na emeryturze. Wskazania do leczenia w sanatorium są bardzo szerokie. W przypadku szpitala uzdrowiskowego, jedziemy tam w bardzo krótkim okresie czasu po wystąpieniu leczenia szpitalnego, czyli po wypadkach, zawałach. W zasadzie odbywa się to bez kolejki, pacjentów wysyłamy na bieżąco. Jest to kontynuacja leczenia szpitalnego w innych warunkach. W przypadku kardiologii, mamy jeszcze rehabilitację kardiologiczną dla pacjenta, który jest po wypisie ze szpitala stacjonarnego, ale jeszcze jest na tyle słaby, że nie może jechać do szpitala uzdrowiskowego i w ramach rehabilitacji kardiologicznej nad tym pacjentem pracujemy i go wzmacniamy. W szpitalu uzdrowiskowym przebywamy w ramach zwolnienia lekarskiego i jest ono bezpłatne całkowicie dla pacjenta.
Czy w sanatorium można dokupić zabiegi? Jest to dopuszczalna forma rozszerzenia leczenia?
AD: Wiemy, że pacjenci dokupują zabiegi dodatkowe, jest to fakt. Natomiast my finansujemy nie mniej niż 3 zabiegi dziennie związane z jednostką chorobową, na którą pacjent ma skierowanie. Jak ktoś ma skierowanie na bóle kręgosłupa, ma zabiegi związane z tą jednostką chorobową.
Ile pacjent musi dopłacić do leczenia w sanatorium?
Leczenie w sanatorium jest częściowo odpłatne, my za 21 dni pobytu płacimy świadczeniodawcom 3529 zł. Natomiast pacjent w sezonie wakacyjnym ponosi opłatę od 249 zł w pokoju wieloosobowym bez pełnego węzła sanitarnego do prawie 900 zł za jednoosobowy z pełnym węzłem sanitarnym. Plus podatek uzdrowiskowy na rzecz gminy, to kilka złotych dziennie. W szpitalu uzdrowiskowym tej opłaty za klimat nie ma.
Poruszamy dziś jeszcze jeden temat – opieka długoterminowa. Do jakich pacjentów jest ona skierowana i co to takiego jest?
AD: Opieka długoterminowa to pojęcie potoczne i bardzo szerokie. To świadczenia, które przeznaczone są dla pacjentów niepełnosprawnych, którzy wymagają całodobowego nadzoru specjalistycznego, ale niekoniecznie lekarskiego, u których w zasadzie tzw. leczenie przyczynowe zostało zakończone. W ramach tej opieki mamy świadczenia paliatywne i hospicyjne oraz świadczenia pielęgnacyjne i opiekuńcze. W ramach tej pierwszej grupy świadczeń – paliatywnych i hospicyjnych, nastąpiła radykalna zmiana związana z poszerzeniem kwalifikacji pacjentów. Generalnie są to świadczenia dla pacjentów z nieuleczalną chorobą, u których leczenie przyczynowe zostało zakończone i z chorobą, która nie rokuje nadziei na wyleczenie. Dawno temu był zapis, że pacjent kierowany do hospicjum jest to pacjent w fazie terminalnej. Nie ma takich zapisów w tej chwili. Już musimy odejść od postrzegania hospicjów, że tam trafiają tylko pacjenci w fazie terminalnej. Oczywiście też, ale nie tylko. Jak spojrzymy na kryteria kwalifikacji do hospicjum, mamy tu 64 jednostki chorobowe, podzielone na kwalifikacje osób dorosłych i dzieci. U dorosłych są to też trwałe owrzodzenia odleżynowe, kardiomiopatie, nowotwory. Punktem wyjścia jest jednostka chorobowa, która się znajduje w wykazie i stan zdrowia pacjenta. W zależności od stanu zdrowia pacjent jest kierowany albo do stacjonarnej opieki albo do opieki domowej. Jest też poradnia paliatywna, która realizuje świadczenia ambulatoryjnie, ale też w domu, na rzecz takiego pacjenta, który jeszcze nie został zakwalifikowany do hospicjum domowego.
Mówimy tu o chorych w ciężkim stanie, u których rokowanie jest poważne. Czy w tej sytuacji są jakieś ograniczenia w opiece długoterminowej, choroby, które z niej wykluczają?
AD: Jedyne kryterium wykluczające jest takie, że jak korzystamy z jednej formy opieki długoterminowej, to już nie korzystamy z drugiej formy. Czyli jak przebywamy w zakładzie opieki długoterminowej, to nie można w tym samym czasie być objętym opieką hospicjum stacjonarnego, jak przebywamy w hospicjum domowym, nie możemy korzystać w tym czasie z pielęgniarskiej opieki długoterminowej.
Choroba psychiczna w ostrej fazie wyklucza z tych dwóch form świadczeń, ale dla takich pacjentów niesamodzielnych mamy inne formy opieki i leczenia.
To pacjenci w ciężkim stanie, często potrzebna jest im wentylacja mechaniczna, która kojarzy nam się raczej z obecnością na OIT, gdzie respirator to podstawowe narzędzie leczenia. Jak to się odnajduje w opiece długoterminowej?
AD: Prowadzimy wentylację mechaniczną poza szpitalem: stacjonarnie i w warunkach domowych. Tutaj znowu punktem wyjścia do kwalifikacji czy będzie to zakład opiekuńczo-leczniczy dla pacjentów wentylowanych czy opieka domowa, jest stan pacjenta. Jeśli pacjent będzie potrzebował całodobowego nadzoru specjalistycznego, kierujemy go do zakładu całodobowego, gdzie będzie miał opiekę. Natomiast jeśli pacjent ma warunki w swoim środowisku, jego rodzina jest zainteresowana, aby przeszkolić się w opiece nad pacjentem, jest też wentylacja domowa. Mamy kilkudziesięciu takich pacjentów. Nie tylko przebywają pod wentylacją stałą, pod respiratorem, jest też wentylacja okresowa, to np. godzina dziennie przy przewlekłej niewydolności oddechowej. W zależności od tego, czy wentylacja jest inwazyjna czyli przez respirator, czy są to lżejsze formy, są różnice w sprawowaniu opieki przez personel medyczny, częstotliwości odwiedzania przez lekarza anestezjologa, pielęgniarkę, rehabilitanta. Co jest istotne, skierowanie do wentylacji mechanicznej wydaje lekarz ubezpieczenia zdrowotnego, ale pacjent ma mieć wydaną kwalifikację po zakończonym leczeniu szpitalnym. Tej kwalifikacji dokonuje po zakończonym leczeniu pod respiratorem lekarz na OIT, a w przypadku wentylacji okresowej – także lekarz pulmonolog.
Często chcemy, aby taki pacjent był z nami w domu. Czy jest forma wsparcia w warunkach domowych, np. przez pielęgniarkę, która będzie nas regularnie odwiedzać?
AD: Na takie wsparcie też możemy liczyć. To pielęgniarska opieka długoterminowa domowa. Tu kwalifikacja do opieki zależy od wyniku skali Bartel – pacjent musi mieć mniej niż 40 punktów. Oceniana jest jego zdolność do wykonywania czynności codziennych: spożywanie posiłków, ubieranie się, przemieszczanie się po mieszkaniu, korzystanie z toalety. Skala punktuje na 3 wyróżnikach 0, 5, 10 punktów. Jak pacjent uzyskuje mniej niż 40 punktów, kwalifikuje się do pielęgniarskiej opieki długoterminowej. W ramach takiej opieki pielęgniarka jest u pacjenta nie mniej niż 4 dni w tygodniu, świadczy świadczenia pielęgniarskie, edukuje też rodzinę jak opiekować się pacjentem, także współpracuje z lekarzem rodzinnym. Stawiamy tu na jakość i nie chcemy, aby taka pielęgniarka miała zbyt wielu pacjentów pod opieką i jej czas wizyty u pacjenta byłby krótki, dlatego jest taki ogranicznik, że jak ma pod opieką pacjentów pod różnymi adresami, w ramach swojej pracy może zajmować się nie więcej niż 6 osobami. Jeżeli pacjenci są pod wspólnym adresem, np. w DPS-ie, pielęgniarka może sprawować opiekę nad 12 pacjentami. Jesteśmy po konkursie ofert na realizację świadczeń długoterminowych i od 1 lipca powiększyliśmy liczbę świadczeniodawców, było ich 28, będzie 40. Generalnie nie ma kolejek do takiej formy opieki.
O to kolejki chciałem spytać, skoro pielęgniarka może tylko 6 lub 12 pacjentami się zajmować. I jak to wygląda w hospicjach czy ZOL-ach?
AD: Staramy się wykorzystać potencjał zgłoszony przez świadczeniodawców, jak nie stać nas w jakimś okresie roku na opłacenie wszystkich łóżek, potem je dofinansowujemy. Czasem zdarza się, że mimo zwiększenia liczby łóżek, potencjał personelu jest niższy. Nie może bowiem być, że ZOL ma 53 łóżka i 1 lekarza i 2 pielęgniarki. My bardzo precyzyjnie określamy etaty przeliczeniowe i wymagamy określonego potencjału kadrowego, aby pacjenci mieli właściwą opiekę. Czasy oczekiwania nie są długie. Jak trzeba poczekać na miejsce, to w hospicjum stacjonarnym, bo w hospicjum domowym nie może być kolejek. W momencie zgłoszenia pacjent ma być objęty opieką.