Pytania do dyrektora szpitala, co nowego w ofercie leczenia stacjonarnego?
Gościem audycji „Pytanie do specjalisty” był prof. Jan Kochanowicz, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, na co dzień gospodarz audycji, z którym rozmawiał ks. Mateusz Kiczko, dyrektor Radia Orthodoxia
Cykl audycji “Pytanie do specjalisty” powstał dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego w ramach zadań publicznych w sferze ochrony i promocji zdrowia na realizację w 2024 roku.
Pan profesor jest nie tylko specjalistą w dziedzinie neurologii, ale też od 28.04.2020 roku dyrektorem Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. To już ponad 4 lata. Jest pan dyrektorem, ale czy też aktywnym zawodowo lekarzem?
Niestety, już coraz mniej. Przewaga moich działań to obecnie zadania administracyjne. Z utęsknieniem czekam, aż sprawy administracyjne nie będą zajmować mi tyle czasu co obecnie. Może byłoby inaczej, gdyby to był mniejszy szpital, ale USK to prawie 40 klinik, 50 poradni, ponad 3 tysiące personelu, w tym 900 lekarzy, 1100 pielęgniarek. To rocznie ponad 60 tys. pacjentów hospitalizowanych i ponad 200 tys. przyjmowanych w poradniach specjalistycznych. Pracujemy 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. To szpital, który nigdy nie zasypia i zawsze czeka, aby udzielić Państwu pomocy.
Sprawdziłem, że szpital zatrudnia 3400 pracowników – to największy pracodawca w regionie?
To jest sprawa dyskusyjna, mamy czasem mniej, czasem więcej pracowników, bo jest tu dynamika zatrudnienia. Ale porównywalni jesteśmy do Pronaru i ekipy pana Sergiusza Martyniuka.
Jak się kieruje taką dużą placówką?
Ja szpitala nie budowałem, szpital to kilkudziesięcioletnia historia, to wielopokoleniowy zespół. I pewne zadania to jest kwestia zespołu. Bo dyrektor nawet najmądrzejszy, nie jest w stanie sam prowadzić takiego szpitala. To jest kwestia odpowiedzialności pracowników. I tu mamy bardzo dobry zespół, od pracowników gospodarczych, administracyjnych, przez salowe, sanitariuszy, pielęgniarki, po lekarzy: szkolących się, pracowników, docentów, profesorów, kierowników klinik. USK to instytucja, która funkcjonuje już kilkadziesiąt lat, gdzie są pewne procedury. W medycynie opieramy się bowiem na procedurach. Mamy też certyfikat jakości, co oznacza że postępowanie z pacjentem jest bezpieczne, odbywa się w jak najwyższym komforcie i z najwyższą jakością. Pacjent jest leczony według pewnego schematu, jest zaopiekowany. To wszystko jest doświadczenie wielopokoleniowe, przekazywane przez lekarzy, pielęgniarki. My tego wszystkiego się nawzajem uczymy. Młody lekarz, który przychodzi do pracy do danej kliniki, poznaje od podstaw zasady funkcjonowania, starsi uczą go jak badać pacjenta, jak go leczyć, jak postępować w czasie dyżuru, różnych sytuacjach kryzysowych. Każdy z nas pogłębia swoją wiedzę na spotkaniach naukowych, praktycznych, i stale ją odnawia, bo w medycynie jest ciągły postęp: stale wchodzą nowe terapie, nowe leki. I chcemy naszym pacjentom zapewnić optymalny dostęp do najnowszych terapii.
W szpitalu mamy pewną hierarchię, na jej szczycie stoi dyrektor. A kto stoi nad dyrektorem USK?
Organ założycielski szpitala czyli rektor Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Obecnie jest nim jeszcze prof. Adam Krętowski, ale jesteśmy już po wyborach, mamy rektora-elekta, prof. Marcina Moniuszko, który obejmie obowiązki od 1 września. Natomiast bezpośrednio, roboczo dyrektor szpitala współpracuje z prorektorem ds. klinicznych, którym jest prof. Janusz Dzięcioł.
Pamiętam, że prof. Moniuszko był gościem naszej audycji z cyklu „Pytanie do specjalisty”.
Tak, prof. Moniuszko jest specjalistą alergologiem, rozmawialiśmy z nim na temat astmy.
Kiedy wchodzi pan do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego czuje się bardziej lekarzem, dyrektorem czy menadżerem albo przełożonym?
Nie mam czegoś takiego. Gdy wchodzę do kliniki, to są pacjenci. Ale jednocześnie załatwiam różne problemy administracyjne, jakie się pojawiają. Trudno to rozdzielić. Z perspektywy tych 4 lat widzę, że zarządzanie jest bardzo absorbujące, pochłania sporo czasu. Chyba nie ma prostego rozwiązania, nie da się wszystkiego tak ustawić, aby tego nie trzeba było korygować. Tym bardziej, że cały czas mamy postęp, trzeba nadążyć za najnowszymi technologiami. Są wprowadzane nowe regulacje prawne. Chociażby ostatnio, o czym rozmawialiśmy na antenie Radia Orthodoxia, była reforma psychiatrii, powstały Centra Zdrowia Psychicznego. Jedno z takich CZP mamy w USK. To wymagało organizacji od podstaw, wiązało się z przeniesieniem do Białegostoku z Choroszczy Kliniki Psychiatrii, która teraz jest w kompleksie przy ul. Skłodowskiej. Jest też np. Program 40 Plus, o którym także rozmawialiśmy na naszej antenie, który też jest realizowany u naszego lekarza rodzinnego.
W USK pacjent znajdzie szeroką, kompleksową opiekę. Mamy cały szereg klinik, część z nich to kliniki monopolistyczne, czyli w naszym regionie są tylko w tym szpitalu, jak: kardiochirurgia, neurochirurgia, chirurgia naczyń i transplantologia, hematologia, torakochirurgia. Często mówimy, że nasz szpital jest największym szpitalem klinicznym, ale jednocześnie największym szpitalem powiatowym. Każdego dnia przyjmujemy bowiem kilkuset pacjentów, którzy wymagają takiej codziennej opieki. Mamy też własną medycynę rodzinną, czyli tą podstawę w funkcjonowaniu systemu ochrony zdrowia. I wspomniane już 50 poradni specjalistycznych. Zapewniamy też pacjentowi opiekę diagnostyczną, mamy też laboratoria i zakład radiologii.
Z czego to szerokie spektrum wynika?
To też kwestia akademickości. Uczelnia to kształcenie przeddyplomowe i podyplomowe adeptów medycyny. Nie tylko lekarzy, ale też pielęgniarek, położnych, ratowników medycznych, fizjoterapeutów. Aby wykształcić np. lekarza, musi on poznać wszystkie dyscypliny, aby po zakończeniu studiów mieć ogląd jak ta ochrona zdrowia wygląda. Szpital kliniczny musi to udostepnić, aby móc przekazać podstawy wiedzy praktycznej. Bo można coś obejrzeć w internecie czy przeczytać, ale to praktyczna nauka zawodu daje pewność, że student, który kończy medycynę na UMB jest praktycznie przygotowany do dalszego etapu kariery. Czeka go jeszcze 13 miesięczny staż, tacy lekarze z ograniczonym prawem wykonywania zawodu też trafiają do nas – mamy 160 stażystów. W czasie studiów czy stażu, lekarz podejmuje decyzję, czy i w jakim kierunku będzie się specjalizować. W USK mamy ponad 200 rezydentów, którzy specjalizują się w konkretnej dyscyplinie. Szkolenie takie trwa 5-6 lat i obejmuje program leczenia specjalistycznego. Kończąc specjalizację albo równolegle można prowadzić ścieżkę kariery naukowej, zająć się badaniami, które mogą zaowocować publikacjami, uzyskaniem stopnia dr n med., potem dr hab. Uwieńczenie kariery naukowej to uzyskanie tytułu profesora. To wszystko możliwe jest dzięki współpracy UMB i USK.
Czy studenci z UMB mają zagwarantowane w USK miejsce na rezydenturę i praktyki?
Na praktyki tak, ale rezydentura to ogólnopolskie postępowanie. Jest baza miejsc rezydenckich i o tym, gdzie się ktoś dostanie decydują punkty uzyskane z egzaminu lekarskiego. Jest lista rankingowa. Te bardziej popularne specjalizacje wymagają wyższej punktacji, mnie popularne – mniej. Do konkurencji stają lekarze po stażu z całej Polski. Może być tak, że ktoś dostanie miejsce specjalizacyjne w Białymstoku, a jest mieszkańcem np. Zielonej Góry.
Rozmawiamy o studentach, o medycynie. Natomiast w Polsce często narzekamy na służbę zdrowia, na kolejki do specjalistów. Czy w Polsce pana zdaniem brakuje lekarzy? I czy gdyby było ich więcej, może udałoby się te kolejki skrócić?
Myślę, że personelu lekarskiego brakuje. Może w USK, dzięki współpracy z UMB, te problemy kadrowe nie są tak duże. Natomiast z dużymi problemami borykają się szpitale wojewódzkie, powiatowe, poradnie specjalistyczne. Widzę tu duży niedobór. Zwiększanie kształcenia jest jak najbardziej konieczne. Musimy też pamiętać, że kształcimy na tyle dobrze naszych młodych lekarzy, że bez problemu znajdują potem zatrudnienie w Europie Zachodniej, mając unijne prawo wykonywania zawodu. Tam uposażenie jest dużo wyższe. Natomiast do nas trafiają, też bardzo dobrzy, specjaliści zza wschodniej granicy. I chętnie zatrudniamy lekarzy specjalistów i specjalizujących się z Białorusi, którzy te zasoby kadrowe nam uzupełniają i te braki kadrowe są troszeczkę mniejsze. Aczkolwiek lekarzy globalnie brakuje. Do tego dyżurowy system pracy jest wyczerpujący i nie zawsze lekarz ma czas, aby odpocząć.
Czy zauważa pan jako pracodawca jakieś zmiany, jeżeli chodzi o zatrudnienie tych starszych i tych młodych lekarzy? Teraz dużo się mówi o tym, że rynek pracy się zmienia, że młodzi mają zupełnie inne oczekiwania. Czy to widać również jeśli chodzi o służbę medyczną?
Oczywiście, to jest inne pokolenie, inny system pracy, inne prawo pracy. Gdy ja zaczynałem pracę nikt nawet nie pomyślał, aby po dyżurze pójść do domu. Przychodziło się na godz. 8 do szpitala, był normalny dzień pracy, potem zostawało się na dyżur do 8 rano i kończyło pracę po kolejnym dniu pracy. To było normalne. W okresach świątecznych czy wakacyjnym nieraz przychodziłem do szpitala na dwie doby. Teraz przepisy to uniemożliwiaja. Lekarz zatrudniony na umowę o pracę po dyżurze ma obowiązek odpoczynku, aby móc się zregenerować.
Z drugiej strony zmieniają się realia prawne, wzrasta roszczeniowość pacjentów. Musimy pamiętać, że pracujemy pod presją prawną, czy na pewno wszystkiego dopilnowaliśmy. Nie zawsze to ma uzasadnienie praktyczne, ale bywa, że ważniejszy jest przepis niż dobro pacjenta.
Wspomniał pan profesor o roszczeniowości pacjentów. Czy do pana jako dyrektora szpitala trafiaja skargi od pacjentów?
Na bieżąco rozpatrujemy skargi, różne wątpliwości pacjentów. Bardzo często w przypadku USK rozmowa z pacjentem, jego rodziną i konfrontacja z lekarzem, pielęgniarką czy innym personelem, który jest podejrzany o nieprawidłowości czy błędy, wyjaśnienie tego, powoduje, że pacjenci zaczynają rozumieć sytuację. Sprawę niestety trochę zaogniają media, bo aż kipią od takich „sensacyjek”. Dużo lepiej medialnie się sprzedaje jakaś nieprawidłowość czy sytuacja patologiczna. A pacjent, który spędza dużo czasu przed telewizorem, słuchając radia czy śledząc strony internetowe, gdzie wrzucane są nie zawsze nie do końca sprawdzone informacje, gdy trafia do szpitala od razu jest podejrzliwy. Bo naczytał się czy słyszał jakie nieszczęście kogoś spotkało na SOR czy w szpitalu i też jest przygotowany, że musi tu walczyć o przeżycie. Buduje się poczucie zagrożenia, a jego naprawdę nie ma. My jesteśmy po to, aby Państwu pomóc. Natomiast rozumiemy, że silą rzeczy człowiek poddany takiej presji medialnej nie jest w stanie racjonalnie ocenić swojej sytuacji, zwłaszcza jak na to nałożą się rzeczywiste dolegliwości.
W przypadku lekarzy rodzinnych jest rejonizacja, jesteśmy przypisani do danego lekarza. Jak to jest w przypadku szpitali? Czy mamy prawo wyboru, w jakim szpitalu chcemy się leczyć?
Mamy prawo wyboru także w przypadku lekarzy rodzinnych. Nie ma tu żadnej rejonizacji. To my decydujemy, z opieki którego lekarza rodzinnego chcemy skorzystać. Polega to na złożeniu tzw. deklaracji. Ja oczywiście zachęcam, aby być pod opieką Uniwersyteckiego Lekarza Rodzinnego na ul. Waszyngtona 15 w Białymstoku.
Tak samo jest w przypadku szpitala. Pacjent wybiera, gdzie chce się leczyć. Wyboru nie ma tylko wtedy, jak jest to sytuacja nagła, jakieś nagłe zachorowanie czy wypadek. Wtedy to Zespół Ratownictwa Medycznego zdecyduje, gdzie przywiezie pacjenta, na który SOR. Nie ma możliwości, abyśmy np. mając wypadek w okolicach Siemiatycz powiedzieli, że chcemy jechać np. do szpitala do Warszawy. To ZRM zadecyduje, gdzie trafimy z danym schorzeniem.
W Polsce oprócz publicznej służby zdrowia mamy prywatne szpitale i kliniki. Są one coraz bardziej powszechne. Czy jakość usług jest tam inna niż w publicznych placówkach? Publiczne szpitale są lepsze czy gorsze?
Nie jest to pytanie do mnie. Jako dyrektorowi USK trudno jest mi wypowiadać się o konkurencji. Ale biorąc pod uwagę np. porody, w szpitalu klinicznym w ub. roku urodziło się ponad 2 tys. dzieci, nie obserwujemy tąpnięcia demograficznego. Dlaczego tak się dzieje? Zapewniamy kobietom rodzącym i noworodkom pełną opiekę, od szkoły rodzenia, przez opiekę koordynowaną, poród, połóg. Jeśli pacjentka sobie życzy, ma znieczulenie do porodu, doświadczeni położnicy odbierają poród. Na dziecko czeka wykwalifikowany zespół neonatologów. U nas odbywają się też wszelkie porody, które mają ryzyko powikłań. Zespół lekarzy położników, neonatologów jest przygotowany do najbardziej krytycznych sytuacji, także tych nieprzewidzianych przy naturalnych porodach. Gdzie miały urodzić się suwalskie czworaczki? Urodziły się oczywiście w USK.
Tak samo jest w przypadku innych zabiegów czy terapii. Owszem prosty zabieg można wykonać w każdym szpitalu, ale jak dochodzi do powikłań lub konieczności rozszerzenia operacji, często nie ma takich możliwości w mniejszym szpitalu powiatowym czy prywatnym, a u nas specjaliści są zawsze przygotowani.
A jak to jest z leczeniem za granicą. Czasem słyszy się w mediach, że jakąś operację można wykonać tylko za granicą. A dlaczego nie w Polsce? To kwestia specjalistów, sprzętu?
W medycynie zdarzają się przypadki bardzo rzadkie, także nie wszystkie operacje wykonujemy np. w naszym szpitalu. Jak ich jest w kraju np. 10-15 w ciągu roku, to wykonywanie jednej u nas raz do roku powodowałoby, że doświadczenie personelu, lekarzy, byłoby niewielkie. Dlatego lepiej takiego pacjenta przekazać do ośrodka, który ma doświadczenie, w którym odbywa się więcej zabiegów. Jest to dla dobra pacjenta.
Także nie wszystkie operacje są wykonywane w Polsce, czasem trzeba skorzystać z pomocy ośrodka w Europie. Ale warto pamiętać, że jest możliwość skorzystania z finansowania takiego leczenia przez NFZ. Czyli nie tylko w przypadkach nagłych, gdy jesteśmy za granicą i coś się stanie to z kartą EKUZ możemy skorzystać z pomocy, ale możemy też starać się o leczenie planowe, specjalistyczne. Decyzję o takiej terapii podejmują tu konsultant wojewódzki i krajowy w danej dziedzinie.
Powiedzieliśmy już, że media lubią sensacyjne informacje związane ze służbą zdrowia. Ale też często w mediach pojawiają się informacje, że dany szpital jest zadłużony, że są wielomilionowe straty. Z czego to wynika? Czy to wina zarządzających szpitalami?
Trudno mi odpowiadać za innych dyrektorów, USK nie ma problemów finansowych. Bilansujemy się. Jak to jest w innych szpitalach, nie wiem. Ale rzeczywiście okresowo mamy problemy z rytmicznością opłaty za wykonane świadczenia medyczne przez NFZ. To wynika z umów i nadwykonań. My nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ile osób zgłosi się z danym schorzeniem. Natomiast są podpisywane umowy i gdy są przekraczane, jest oczekiwanie, żeby zostały skorygowane. I o ile za część świadczeń płatność jest rytmiczna, to na część oczekujemy przez kilka miesięcy, a część w ogólne nie jest opłacana przez NFZ.
W pandemii mieliśmy do czynienia z telemedycyną. Jak to się sprawdziło? Czy takie teleporady zastąpią wizyty tradycyjne? Może jest to sposób na kolejki?
To pozostaje, możemy z tego nadal korzystać, zarówno lekarze rodzinni, jak i specjaliści. W niektórych sytuacjach jest to rozwiązanie korzystne, ale też nie oszukujmy się i wygodne dla pacjenta. Natomiast nie da się przenieść całości opieki nad pacjentem w przestrzeń tzw. wirtualną czy telefoniczną. Ale wizyty kontrolne, przypomnienie pacjentom o konieczności wykonania badań, to upraszcza funkcjonowanie, jest ułatwieniem dla pacjenta. Nie trzeba jechać nieraz kilkadziesiąt kilometrów do specjalisty, można telefonicznie uzyskać poradę, receptę, zlecenie badań dodatkowych i pojawić na wizycie specjalistycznej z wynikami i ta wizyta już jest dużo pełniejsza.
Cztery lata bycia dyrektorem to spory czas, dużo się wydarzyło, tym bardziej że był też okres pandemii. Jak pan profesor te 4 lata podsumuje, także z punktu widzenia pandemii?
Nie chciałbym mówić o przeszłości, raczej patrzmy w przyszłość. Szpital jest organizmem żywym i chcemy dalej się rozwijać. Cieszymy się, że byliśmy w stanie pacjentom pomagać. Natomiast teraz koncentrujemy się na dalszym rozwoju i likwidacji tzw. długu zdrowotnego. Po okresie pandemicznym mamy do nadrobienia sporo diagnostyki, zabiegów, terapii.
Szpital jest też na etapie rozwoju części onkologicznej. Mimo że nie jesteśmy szpitalem specjalistycznym onkologicznym, w ub. roku było u nas 15 tys. hospitalizacji związanych z leczeniem onkologicznym. To są przede wszystkim hospitalizacje diagnostyczne, leczenie niepowodzeń i powikłań leczenia onkologicznego. W wielu przypadkach, np. nowotworów płuc, nowotworów hematologicznych, endokrynologicznych, ośrodkowego układu nerwowego to nasz szpital jest jedynym miejscem leczenia. Zabiegamy o możliwość stosowania u pacjentów, oprócz chemioterapii, immunoterapii i leczenia operacyjnego, także radioterapii i brachyterapii. Bylibyśmy wtedy pełnoprofilowym szpitalem onkologicznym, co wydaje się kluczową rzeczą dla regionu, województwa, bo oprócz szczególnej pomocy dla pacjentów onkologicznych, byłoby to też poszerzenie bazy dydaktycznej. Czyli możliwości kształcenia przeddyplomowego, aby uwrażliwić młodych adeptów medycyny na problem onkologiczny, a w kształceniu podyplomowym, aby specjaliści różnych dziedzin wiedzieli na bieżąco jak przebiega proces diagnostyki i leczenia chorych onkologicznych.
Czego mogę życzyć panu profesorowi jako dyrektorowi szpitala?
Przede wszystkim jak najbardziej zadowolonych z opieki pacjentów, z tego jak nasz szpital jest postrzegany. A także, aby nasi pracownicy, niezależnie czy to profesorowie, czy tzw. niższy personel pomocniczy, byli zadowoleni z tego miejsca pracy i byli dumni, że mogą nieść pomoc dla naszych pacjentów.